Czytając miałem wrażenie, że Marcana dopadło wypalenie open source. Typowy scenariusz, gdzie robisz jakiś kody hobbystycznie, w wolnych chwilach i nie dostajesz za to pieniędzy. Potem pojawiają się użytkownicy tego kodu, którym wiecznie czegoś brakuje i wyżywają się na autorze, którzy poświęca coraz więcej swojego prywatnego czasu. W pewnym momencie budzi się, że rozwijanie danego projektu już nie sprawia mu hobbystycznej przyjemności, a jest bardziej kulą u nogi.
Widzę, że jest też kolejną osobą, która zauważyła, że kernel linuksa to już nie jest miejsce na radosną twórczość, tylko poletko na którym największe firmy IT starają się ugrać jak najwięcej dla siebie i każda rozwija kernel w swoją stronę. W sumie sam kiedyś stwierdziłem, że gdybym miał się hobbystycznie angażować w rozwój jakiegoś OS to prędzej byłby to taki SerenityOS niż kernel linuksa.
Myślę, że to może mieć też związek z typem osobowości, w którym osoba mobilizuje się poprzez uzyskanie pozytywnego feedbacku. Pamiętam, że o pierwszym uruchomieniu kernela na M1 było bardzo głośno w sieci. To musiał być spory zastrzyk energii do dalszej pracy.
Problem w tym, że zainteresowanie ludzi każdym projektem naturalnie wygasa, a pracy jest coraz więcej.
Jeśli nie pojawi się wtedy jakaś inna motywacja (chociażby finansowa), efektem jest często porzucenie projektu.
Prawdę mówiąc dziwi mnie, że nikt nie sponsorował Marcana. Klingowi udało się pozyskać patronów, chociaż pracował nad systemem, który komercyjnego sukcesu raczej nie osiągnie.
Skąd wyciągnęliście wniosek, że nikt nie sponsorował?
Miałem na myśli sponsorowanie przez jakieś organizacje / firmy. To chyba stabilniejsze źródło przychodu niż pojedynczy użytkownicy. Z drugiej strony, zazwyczaj wiąże się z jakimiś zobowiązaniami.
Możliwe, że był to świadomy wybór ludzi od Asahi, ale większość dystrybucji Linuksa ma sponsorów. Nawet te, które są relatywnie niezależne (np. Debian).
Nie lubiłem komentarzy mówiących, że powinien zmienić charakter.
Podejrzewam, że osoby które tak piszą same nigdy nie próbowały zmienić swojego charakteru. Tak naprawdę większość ludzi tylko maskuje swój prawdziwy charakter, bo jest to najbardziej bezpieczna postawa. Mogę się założyć, że dotyczy to również sporej części developerów Linuksa.
Z tej perspektywy wypowiedź Marcana jest bardziej autentyczna niż komentarze większości uczestników dyskusji. Mógł sobie na nią pozwolić, bo nie ma zobowiązań względem korporacyjnych zwierzchników.
Czytając miałem wrażenie, że Marcana dopadło wypalenie open source. Typowy scenariusz, gdzie robisz jakiś kody hobbystycznie, w wolnych chwilach i nie dostajesz za to pieniędzy. Potem pojawiają się użytkownicy tego kodu, którym wiecznie czegoś brakuje i wyżywają się na autorze, którzy poświęca coraz więcej swojego prywatnego czasu. W pewnym momencie budzi się, że rozwijanie danego projektu już nie sprawia mu hobbystycznej przyjemności, a jest bardziej kulą u nogi.
Widzę, że jest też kolejną osobą, która zauważyła, że kernel linuksa to już nie jest miejsce na radosną twórczość, tylko poletko na którym największe firmy IT starają się ugrać jak najwięcej dla siebie i każda rozwija kernel w swoją stronę. W sumie sam kiedyś stwierdziłem, że gdybym miał się hobbystycznie angażować w rozwój jakiegoś OS to prędzej byłby to taki SerenityOS niż kernel linuksa.
Wyobrażał sobie coś innego. Spotkało go coś innego. Z jednej strony postąpił słusznie odchodząc. Z drugiej przeżył coś złego.
Jest we mnie jakaś chciwość, która pragnie by kontynuował. Więc nie czuję się lepszym niż ci narzekający.
Kiedyś twórca Forth w książce “Masterminds of programming” wypowiedział się, że system operacyjny to oszustwo.
Myślę, że to może mieć też związek z typem osobowości, w którym osoba mobilizuje się poprzez uzyskanie pozytywnego feedbacku. Pamiętam, że o pierwszym uruchomieniu kernela na M1 było bardzo głośno w sieci. To musiał być spory zastrzyk energii do dalszej pracy.
Problem w tym, że zainteresowanie ludzi każdym projektem naturalnie wygasa, a pracy jest coraz więcej.
Jeśli nie pojawi się wtedy jakaś inna motywacja (chociażby finansowa), efektem jest często porzucenie projektu.
Prawdę mówiąc dziwi mnie, że nikt nie sponsorował Marcana. Klingowi udało się pozyskać patronów, chociaż pracował nad systemem, który komercyjnego sukcesu raczej nie osiągnie.
Czy ten typ osobowości to istota ludzka?
Skąd wyciągnęliście wniosek, że nikt nie sponsorował?
Nie lubiłem komentarzy mówiących, że powinien zmienić charakter.
Niektórzy twierdzą, że aby zaistnieć w środowisku Linuksa, trzeba być jak Linus. Walczyć jego własną bronią.
Miałem na myśli sponsorowanie przez jakieś organizacje / firmy. To chyba stabilniejsze źródło przychodu niż pojedynczy użytkownicy. Z drugiej strony, zazwyczaj wiąże się z jakimiś zobowiązaniami.
Możliwe, że był to świadomy wybór ludzi od Asahi, ale większość dystrybucji Linuksa ma sponsorów. Nawet te, które są relatywnie niezależne (np. Debian).
Podejrzewam, że osoby które tak piszą same nigdy nie próbowały zmienić swojego charakteru. Tak naprawdę większość ludzi tylko maskuje swój prawdziwy charakter, bo jest to najbardziej bezpieczna postawa. Mogę się założyć, że dotyczy to również sporej części developerów Linuksa.
Z tej perspektywy wypowiedź Marcana jest bardziej autentyczna niż komentarze większości uczestników dyskusji. Mógł sobie na nią pozwolić, bo nie ma zobowiązań względem korporacyjnych zwierzchników.
Czy można zmienić swój charakter?
Sponsorowanie wydaje mi się dziwne i niesprawiedliwe.