Wszystko już było 30 lat temu.
Byłem kiedyś w projekcie z którego odszedł architekt i nie pojawił się nikt w zastępstwie.
Nie wywołało to żadnych istotnych problemów. Wyłoniła się grupa programistów, która podejmowała razem trudniejsze decyzje, a pozostali dostali trochę więcej autonomii.Faktycznie, moim zdaniem bezpieczniej jest nie mieć takiego stanowiska.
Znam przypadek gdy decyzje architekta spowolniły wdrożenie zmian w projekcie o kilkaset procent, bo głosy osób, które faktycznie pracowały niskopoziomowo nad problemem, zostały zignorowane. Później trzeba było przeprojektować połowę feature’a pod presją przekroczenia deadline’ów.Lepszym modelem jest chyba grupa ekspertów (ze specjalizacjami w różnych obszarach).
Tam było przedstawione dobre tło historyczne. O czasach, kiedy od programistów nie oczekiwało się zbyt wiele. Mieli przetworzyć projekt w kod.
Moim zdaniem architekci dzisiaj sprawiają, że projekt jest przesadny. Coś jak te różne protokoły w komunikacji cyfrowej, które mają rozwiązanie na każdą okazję.
Nie wierzę w specjalizacje. To bardzo ogranicza. Ja bym raczej nazwał konsultanci.
Z tego co piszesz. Błędem była próba komunikacji zwrotnej, do której ten system nie był dostosowany.
Ja bardziej traktuje rozwój oprogramowania jak działanie naukowe niż inżynierię.