Question for OSS maintainers: what’s the most audacious work a company has ever asked you to do for free?
I’ve heard of some projects being asked to fill out security questionnaires for free, but I don’t have a firsthand account of that and it got me curious about what else projects have been asked
Przypomniało mi się, jak kiedyś w przypływie desperacji naprawiłem drobny błąd kmixa i wysłałem łatkę na bugzillę KDE.
Dostałem w odpowiedzi prośbę o przejście przez przegląd kodu i wypełnienie jakichś formularzy dotyczących praw autorskich, czy licencji (nie pamiętam już dokładnie).
Stwierdziłem, że nie chce mi się w to bawić, w związku z czym developerzy KDE byli zmuszeni reimplementować poprawkę używając technik “clean room” (jeden z nich został skażony niekoszerną wiedzą po przeczytaniu mojego kodu).
Od tej pory nie bawię się w wysyłanie poprawek do opensource’owych projektów, chyba że mają bardzo niski próg wejścia (brak wymagań formalnych itp).
Pamiętam to jakby było wczoraj. Pewnie było ze 20 lat temu. To chyba chodziło o CLA i przekazanie praw autorskich. Wtedy to było popularne. Ale nie wiem jaki był tego cel.
Ja już nie rozumiem wolnego i otwartego oprogramowania. Kiedyś celem była wolność użytkowników oprogramowania. Ale po ostatnich dyskusjach i perturbacjach nie wiem czy jeszcze jest. Dla mnie zmieniło się to w darmowy dopalacz dla programistów. Oczekiwania użytkowników i ich poczucie wolności też okazały się inne.
Wolne oprogramowanie w oryginalnym zamyśle miało się wiązać z dostarczeniem pełnych praw do kodu źródłowego. Nikt nie mówił o pracy za darmo. Użycie przymiotnika “Free” w nazwie FSF było pierwszym błędem.
Drugim było powszechne przyjęcie narracji, że publikując w sieci software z definicji stajesz się za niego odpowiedzialny.
Odpowiedzialność pojawiła się chyba wtedy, kiedy na projekcie można było zrobić karierę.
Oryginalnie to chyba wyglądało tak, że dostawałeś cały kod źródłowy i sobie go poprawiałeś. Internet sprawił, że pojawili się strażnicy bramy i wydania tak szybkie, że twoje własne modyfikacje przestały mieć sens.
Dużo bardziej wolnymi, wydają się dzisiaj ludzie, którzy robią sami dla siebie. Bo kiedy coś udostępnisz w dzisiejszym stylu rozwoju, to raczej przestaje być twoje, a rozwój może przestać ci się podobać. Kiedyś wklejałem tu kilka takich projektów samodzielnych badań. Pewnie nie bez przyczyny programowanie rekreacyjne robi dzisiaj karierę.
Dużo większy wpływ na rozwój może mieć dostęp do odpowiedniej wiedzy, a nie kodu. Widać to po inżynierach z innych branż. Widać też po innowacyjnych w informatyce czasach drugiej połowy lat 1970 i pierwszej połowy lat 1990. Gotowy kod raczej zniewala. Masz poczucie, że nie trzeba już nic robić. I siedzisz w rozwiązaniach wzorowanych na tych z czasów minikomputerów.
Przypomniało mi się, jak kiedyś w przypływie desperacji naprawiłem drobny błąd kmixa i wysłałem łatkę na bugzillę KDE.
Dostałem w odpowiedzi prośbę o przejście przez przegląd kodu i wypełnienie jakichś formularzy dotyczących praw autorskich, czy licencji (nie pamiętam już dokładnie).
Stwierdziłem, że nie chce mi się w to bawić, w związku z czym developerzy KDE byli zmuszeni reimplementować poprawkę używając technik “clean room” (jeden z nich został skażony niekoszerną wiedzą po przeczytaniu mojego kodu).
Od tej pory nie bawię się w wysyłanie poprawek do opensource’owych projektów, chyba że mają bardzo niski próg wejścia (brak wymagań formalnych itp).
Pamiętam to jakby było wczoraj. Pewnie było ze 20 lat temu. To chyba chodziło o CLA i przekazanie praw autorskich. Wtedy to było popularne. Ale nie wiem jaki był tego cel.
Ja już nie rozumiem wolnego i otwartego oprogramowania. Kiedyś celem była wolność użytkowników oprogramowania. Ale po ostatnich dyskusjach i perturbacjach nie wiem czy jeszcze jest. Dla mnie zmieniło się to w darmowy dopalacz dla programistów. Oczekiwania użytkowników i ich poczucie wolności też okazały się inne.
Wolne oprogramowanie w oryginalnym zamyśle miało się wiązać z dostarczeniem pełnych praw do kodu źródłowego. Nikt nie mówił o pracy za darmo. Użycie przymiotnika “Free” w nazwie FSF było pierwszym błędem.
Drugim było powszechne przyjęcie narracji, że publikując w sieci software z definicji stajesz się za niego odpowiedzialny.
Przyjęcie “Open” też wiele nie poprawiło.
Odpowiedzialność pojawiła się chyba wtedy, kiedy na projekcie można było zrobić karierę.
Oryginalnie to chyba wyglądało tak, że dostawałeś cały kod źródłowy i sobie go poprawiałeś. Internet sprawił, że pojawili się strażnicy bramy i wydania tak szybkie, że twoje własne modyfikacje przestały mieć sens.
Dużo bardziej wolnymi, wydają się dzisiaj ludzie, którzy robią sami dla siebie. Bo kiedy coś udostępnisz w dzisiejszym stylu rozwoju, to raczej przestaje być twoje, a rozwój może przestać ci się podobać. Kiedyś wklejałem tu kilka takich projektów samodzielnych badań. Pewnie nie bez przyczyny programowanie rekreacyjne robi dzisiaj karierę.
Dużo większy wpływ na rozwój może mieć dostęp do odpowiedniej wiedzy, a nie kodu. Widać to po inżynierach z innych branż. Widać też po innowacyjnych w informatyce czasach drugiej połowy lat 1970 i pierwszej połowy lat 1990. Gotowy kod raczej zniewala. Masz poczucie, że nie trzeba już nic robić. I siedzisz w rozwiązaniach wzorowanych na tych z czasów minikomputerów.